Kryształowy dar to wzruszająca historia kryształowego wazonika z wizerunkiem św. Siostry Faustyny. Wyszlifował go Pan Edward Anioł z Kanady i od tej chwili artysta stał się świadkiem wielu cudownych uzdrowień. Od czasu, gdy kryształ trafił w ręce autorki, ona też jest świadkiem cudów w Polsce.
20,00 złDodaj do koszyka |
Fragment książki:
Mówiąc o swoim rozwoju, miałam również na myśli rozwój duchowy. I tu na plan pierwszy wyłania się Gorzki Dar, dzięki któremu zbliżałam się małymi krokami do Boga. To choroba sprawiła, że miałam czas na ważne sprawy, na które w innej sytuacji nie zwróciłabym nawet uwagi. Jestem bowiem z natury pracoholiczką. Tymczasem przez SM zdarzają się dni, kiedy muszę zostać w łóżku. Dużo wówczas czytam, można nawet powiedzieć, że „połykam” książki. Czytam przede wszystkim książki religijne, ukazujące obecność Boga w życiu człowieka. Z nich dowiedziałam się o egzorcyzmach odprawianych przez wybranych księży. Oprócz czytania, oglądam filmy na przykład o życiu świętych. Ostatnio ogromne wrażenie wywarł na mnie Największy z cudów. Pamiętam, że skończyłam go oglądać dość późno. Niespełna godzinę przed północą. Mimo późnej pory wysłałam do znajomych SMS-y, polecając im ten film. Tak bardzo bym chciała, by wszyscy ludzie go obejrzeli. Uważam, że jest w nim zawarta cała prawda. Co więcej, ten obraz wyzwala najpiękniejsze emocje.
Na mój rozwój duchowy wpływ miał również Kryształowy Dar, któremu poświęcę nieco więcej miejsca. Muszę także wspomnieć o ważnym dla mnie zetknięciu się z ruchem Odnowy w Duchu Świętym. Dla niezorientowanych wyjaśniam, że to nowy ruch, którego formułę zaakceptował papież Jan Paweł II. Czym więc on jest? To spotkania modlitewne, w czasie których przed ołtarzem nie zawsze stoi ksiądz. Często są to charyzmatyczne świeckie osoby. Takie spotkania przepełnione są uwielbieniem Boga. Trafiłam na nie dzięki Oli, dawnej znajomej, która przysłała mi wiadomość, że w pobliskiej miejscowości, w kościele salezjanów, będzie Msza święta z modlitwą o uzdrowienie. Zdecydowałam się na nią pójść, mimo zmęczenia pracą i dość późnej pory. Msza odbywała się o dwudziestej.
Było to niezwykłe doświadczenie. Wiem, że byli tam ludzie, którzy na wiele lat zapomnieli o istnieniu Boga. Teraz choroba lub inne nieszczęścia przyprowadziły ich przed Jego oblicze. Wszyscy oni pragnęli uzdrowienia. Mimo że bywam w kościele stosunkowo często, ta msza, jak żadna inna, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zwykła msza trwa średnio godzinę – ta trwała trzy godziny i to późnym wieczorem, ale nie czułam zmęczenia. Czas biegł bardzo szybko.
Spotkanie rozpoczął mężczyzna – osoba świecka. Coś mówił. Przychodzący ludzie witali się jak najlepsi przyjaciele. Przy dźwięku gitary, bębenka, grzechotek wszyscy śpiewali, klaskali, a niektórzy nawet podrygiwali w miejscu. Po czym rozpoczęła się msza – z bardzo uroczystą oprawą. W jej trakcie, przed ołtarzem, wierni składali świadectwa obecności Boga w ich życiu. Moja znajoma też opowiedziała swoją historię. Mówiła, że pół roku wcześniej przyszła na podobną mszę, by prosić wszystkich zgromadzonych o modlitwę za jej siostrę, chorą na raka cewki moczowej. Owa kobieta co pół roku trafiała do szpitala na wypalanie nowotworu. Niestety, remisja była krótkotrwała. Tak działo się przez kilka lat – do czasu tej modlitwy o uzdrowienie. Gdy kobieta trafiła na kolejne badanie, zaskoczony lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku. Wówczas koleżanka opowiedziała siostrze o modlitwie. Ta jednak okazała się niewiernym Tomaszem i postanowiła zrobić inne badania, by sprawdzić, czy czasem nie ma przerzutów. Niczego nie znaleziono. Sądzę, podobnie jak moja znajoma, że wydarzył się cud.
Koniec mszy był czasem całkowitego zaufania Bogu. Ludzie klękali przy ołtarzu, charyzmatyczne osoby kładły ręce na ich ramionach i wszyscy razem modlili się za nich. Ta ceremonia była połączona z obrzędami, jakich nigdy wcześniej nie widziałam. Wypowiadano niezrozumiałe dla mnie słowa. W pewnym momencie wszyscy razem zaczęli jakby szemrać – mocno mnie to zastanowiło, a nawet przeraziło. Mimo to muszę powiedzieć, że było to niezwykłe przeżycie. Wszystkich znajomych zachęcam teraz do uczestnictwa w takim nabożeństwie, by mieli możliwość dostrzeżenia Boga w swym życiu.
Dopowiem jeszcze, że znajoma, która mnie tam zaprosiła, zachęcała mnie do opowiedzenia przeżyć związanych z ingerencją Boga w moje życie, co zresztą opisałam w tej książce. Mówiła, że takie „dowody” są bardzo potrzebne innym. Nie wiem, czy się kiedyś na to zdobędę. Bardzo trudno jest mi mówić o sobie przed tak dużym gremium, zdecydowanie łatwiej jest mi przelać myśli na papier.